Żanna Słoniowska- Dom z witrażem
Żanna Słoniowska- Dom z witrażem
Miesiąc listopad sprzyja refleksji, pobudza do wspomnień i prowokuje pytania o czas, który tak szybko płynie? Może warto zatrzymać się, odwiedzić dawno zapomnianą przyjaciółkę, koleżankę, krewnych, znajomych?
Nasze stałe czytelniczki tak właśnie zrobiły. Mimo jesiennego nastroju i codziennego zabiegania, jakby na przekór szarej rzeczywistości przybyły ochoczo na kolejne spotkanie DKK. Chociaż lektura bardzo nas rozczarowała, jednak zwyciężyła pokusa, że może warto wyrazić własne zdanie, podzielić się wrażeniami, doświadczeniami, chociażby po to, aby wyrobić sobie własne percepcje czytelnicze i nie dać się zaskoczyć. Jedna z koleżanek już na początku dyskusji ostro skarciła nasze narzekanie na złe samopoczucie oraz brak czasu i wypowiedziała ciekawe zdanie. Otóż drogie Panie: Ludzie myślą czasem, jak zabić czas, a to czas ich zabija. Ta wypowiedź trochę nas postawiła do pionu i dodała animuszu, który zadziałał, jak antidotum na silne zatrucie umysłu. Czasami proste, mądre zdanie wypowiedziane przez koleżankę może przynieść człowiekowi więcej pożytku, niźli całe rozprawy naukowe. To zdanie jest bardzo adekwatne do treści omawianej lektury, która zawiodła nasze oczekiwania i odebrała apetyt na dalszą, literacką przygodę z twórczością Pani Żanny Słoniowskiej. Powieść zatytułowana Dom z witrażem doczekała się wprawdzie Nagrody Konrada (2016) i została wyróżniona spośród 1000 nadesłanych tekstów, ale nas to wyróżnienie nie przekonało. Przyznałyśmy zgodnie, że jest to pierwsza lektura, która wyzwoliła w nas tak negatywne emocje. Z jednej strony odczuwałyśmy litość względem uciśnionego narodu ukraińskiego, z drugiej natomiast czułyśmy niechęć do ludzi pozbawionych braku kultury, taktu, delikatności widocznej niemal u wszystkich bohaterów. Powieść zaintrygowała nas prestiżową nagrodą, ciekawym tytułem oraz doskonale zaprojektowaną okładką, ale dość szybko przekonałyśmy się, że są to jedyne pozytywne strony tejże propozycji literackiej. Oczekiwałyśmy, że autorka przeniesie nas w świat muzyki, sztuki, życia wielkich mistrzów, artystów, ludzi teatru, tajemniczych historii, a tymczasem dostałyśmy tekst mówiący o trzech pokoleniach pięknych, utalentowanych, niespełnionych kobiet, które nie zaznały w życiu miłości, przyjaźni, nie rozwinęły swoich talentów. Stało się zupełnie odwrotnie, zmarnowały nie tylko swoje uzdolnienia, możliwość rozwoju, a co za tym idzie, zmarnowały całe życie. Oczywiście można złożyć to na karb niebezpiecznych czasów, różnorakich tragedii rodzinnych, błędnych wyborów, nieodpowiedniego środowiska, brak środków finansowych i to wszystko prawda. Niemniej jednak historie tych kobiet nie budzą w nas współczucia pomimo ich skomplikowanego, smutnego, życiowego położenia. Może to sprawa języka, jakim posługuje się Żanna Słoniowska. Jest to bowiem język nie tyle prosty, zwięzły, ile wręcz hermetyczny. Pisarka nie tworzy swobodnej przestrzeni do rozpalenia uczuć i wyobraźni, której potrzebuje odbiorca. Zbyt chłodna i zwięzła struktura językowa sprawia, że nawet miłość dwojga fascynujących osób staje się płytka, smutna, żenująca, niewzbudzająca w nas tęsknoty. Jedynym walorem tejże lektury jest opis architektury miasta Lwów, obdartej z dawnej świetności spowodowanej brakiem poszanowania i pogardą dla rodzimej sztuki i kultury, cechującej ludzi pozostających u władzy, uzurpujących sobie prawo do własności. Tylko nieliczni mieszkańcy utyskują nad jej utratą, ale są zbyt słabi, aby cokolwiek uczynić, zwłaszcza gdy chodzi o zachowanie cennego, tytułowego witraża wkomponowanego w fasadę pewnej starej, zabytkowej kamienicy.
Na zakończenie przytoczę jeden z cytatów, który wzbudził w nas szczególną niechęć do przedstawianych bohaterów powieści. Oto fragment ukazujący zachowanie zakochanego mężczyzny po śmierci swojej, pięknej ukochanej. Zadawałyśmy sobie pytanie, czy jest to szczery ból, czy tylko gra pozorów? Jedna z Pań znalazła wytłumaczenie, że Mikołaj, jako artysta miał prawo do takich wynurzeń. Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale jednego jestem pewna, nie tak wyobrażam sobie żal po stracie bliskiej osoby. Oceńcie, proszę sami: Myśl o niewidzialnym nagrobku trochę go ożywiła, ale zaraz potem przyszło mu do głowy, że skoro już musiała odejść, to mogłaby przynajmniej zostawić swój głos. Gdyby się go dało w jakiś cudowny sposób uratować, zostałby jego depozytariuszem, zakonserwowałby go tutaj, w swojej pracowni, bo przede wszystkim jej głosu próbował dotknąć i posiąść go, dotykając Marianny. Fantazja poniosła go jeszcze dalej, wyobraził sobie, że wbiega do jej domu, dopada trumny i wydziera niebytowi ten unikat, chowa pod płaszczem, mknie z nim do siebie, omijając po drodze milicjantów i patriotów, a następnie na zawsze zaszywa się z nim w piwnicy. […] W tym miejscu dodam, że ta piękna i utalentowana kobieta, którą stracił, oddała życie w obronie ojczyzny, której nie rozumiała podobnie, jak jej babka, matka i córka:
– jestem Polką z krwi i kości- mówiła babka
– Jestem Ukrainką z wyboru – powiedziała Mama
– moskale precz- krzyknęli do mnie chłopcy
– jestem narodowości Lwowskiej – powtórzył Mikołaj (wspomniany ukochany) za swoim mistrzem Walerym Bortiakowem.
Po raz pierwszy w DKK zaistniała sytuacja, w której większość czytelniczek nie doczytała powieści do końca, uznając, że czytanie powyższej nie przyniesie należnego pożytku. Gwoli usprawiedliwienia dodam, że jest pewien pozytywny akcent wypływający z przesłania owej lektury. Jej kontrowersyjna tematyka sprawiła, że na nowo rozgorzał w nas płomień miłości oraz szacunek do naszej Ojczyzny i wszystkiego, co o JEJ PIĘKNIE stanowi.
Grażyna S.