„WOJENNE PRZYPADKI MOJEGO TATKI”

„WOJENNE PRZYPADKI MOJEGO TATKI”
30-04-2021 No Comments Nowości Grażyna Serafin

Szanowni Państwo!

Dzisiaj chcemy zamieścić w kąciku poetyckim fragment pięknego (amatorskiego) utworu lirycznego pt. „Wojenne przypadki mojego tatki”, którego autorem jest Pan Stanisław Szmyd, mieszkaniec pobliskiej Komborni.
Oto wstęp do niniejszego utworu:
Dla pełnego zrozumienia opisanego zdarzenia należy się jeszcze wyjaśnienie. Kto zginął w nurtach Prutu w dniu 29 VI 1915 r. uznany był za poległego. Rodziny, żony, matki i ojcowie otrzymali imiennie zawiadomienia w języku niemieckim takiej treści:  Taki, a taki (imię  i nazwisko), stopień, żołnierz 45 infantery regimentu utonął przy forsowaniu rzeki Prut  (w miejscowości, jakiej, dla tajemnicy, nie podano) dnia tego a tego.
Takie imienne zawiadomienie o śmierci Ojca otrzymała też moja Matka. Pamiętam go dobrze, zostało zniszczone w czasie frontu w 1944 roku. Choć Ojciec w rzeczywistości nie utonął, a dostał się do niewoli rosyjskiej, dowództwo pułku nie wiedziało, no bo poszedł do walki nie w swojej formacji, a wśród naprędce zebranych rozbitków. Jak już powiedziałem Matka zawiadomieniu nie uwierzyła, coś jej podpowiadało, że mąż żyje. I miała rację. (Stanisław Szmyd).
Fragment nr 1

Rok trzynasty tego wieku

Już się chylił ku końcowi

Kiedy przyszło się ożenić

Memu Tatulowi.

Poznał moją Matuś drogą

Gdy lat miała osiemnaście

No i Jej to przed ołtarzem

Ślub małżeński złożył właśnie.

Za dni kilka po weselu

Do Madziarów wrócił kraju

Jako że był nie bogaty

I nie było w domu raju.

Tam się raźno wziął do pracy

Zebrał grosza skromną kupkę

Za co nabył okazyjnie

Przybutwiałą dość chałupkę.

Strzechę miała słomą krytą

Kto żył pod nią już nie moknął

Wiek sędziwy wgniótł ją w ziemię

W drugim drewnie miała okno.

Matuś z domu Filarówna

Wprawdzie z biedą się nie znała

Ale dosyć żyła licho

Gdy sierotą się została.

Kiedy wreszcie jaki taki

Kąt posiedli we władanie

Austriak z Rusem się poprztykał

Tatuś dostał powołanie.

Tak się raptem rozpoczęły

Jego wojenne udręki

Musiał Karolcię zostawić

A karabin wziąć do ręki.

A na wojnie jak wiadomo

Nie ma nikt wyboru

Więc Tatula przydzielono

Za woźnicę do taboru.

Choć w swym życiu z koniskami

Nie za wiele miał wspólnego

Tu mu jednak przydzielono

Dwie gniadoszki do niczego.

Rodem były niebożęta

Z dworu Klimowskiego

Słomy chyba im nie dano

Ni owsa złotego.

Ale kiedy mój Tatulo

Raz został, ich panem

Wnet wigoru im przybyło

Nad owsem i sianem.

Człek uczciwy ponad wszystko

Był z mojego Taty

Wolał owies koniom dawać

Nie jak drudzy baty.

Konie mając pełne brzuchy

Krzepę czuły w nogach

Żwawo Tatę wynosiły

Spod ostrzału wroga

Cdn.

o autorze