„WOJENNE PRZYPADKI MOJEGO TATKI”
„WOJENNE PRZYPADKI MOJEGO TATKI”
Szanowni Państwo!
Dzisiaj chcemy zamieścić w kąciku poetyckim fragment pięknego (amatorskiego) utworu lirycznego pt. „Wojenne przypadki mojego tatki”, którego autorem jest Pan Stanisław Szmyd, mieszkaniec pobliskiej Komborni.
Oto wstęp do niniejszego utworu:
Dla pełnego zrozumienia opisanego zdarzenia należy się jeszcze wyjaśnienie. Kto zginął w nurtach Prutu w dniu 29 VI 1915 r. uznany był za poległego. Rodziny, żony, matki i ojcowie otrzymali imiennie zawiadomienia w języku niemieckim takiej treści: Taki, a taki (imię i nazwisko), stopień, żołnierz 45 infantery regimentu utonął przy forsowaniu rzeki Prut (w miejscowości, jakiej, dla tajemnicy, nie podano) dnia tego a tego.
Takie imienne zawiadomienie o śmierci Ojca otrzymała też moja Matka. Pamiętam go dobrze, zostało zniszczone w czasie frontu w 1944 roku. Choć Ojciec w rzeczywistości nie utonął, a dostał się do niewoli rosyjskiej, dowództwo pułku nie wiedziało, no bo poszedł do walki nie w swojej formacji, a wśród naprędce zebranych rozbitków. Jak już powiedziałem Matka zawiadomieniu nie uwierzyła, coś jej podpowiadało, że mąż żyje. I miała rację. (Stanisław Szmyd).
Fragment nr 1
Rok trzynasty tego wieku
Już się chylił ku końcowi
Kiedy przyszło się ożenić
Memu Tatulowi.
Poznał moją Matuś drogą
Gdy lat miała osiemnaście
No i Jej to przed ołtarzem
Ślub małżeński złożył właśnie.
Za dni kilka po weselu
Do Madziarów wrócił kraju
Jako że był nie bogaty
I nie było w domu raju.
Tam się raźno wziął do pracy
Zebrał grosza skromną kupkę
Za co nabył okazyjnie
Przybutwiałą dość chałupkę.
Strzechę miała słomą krytą
Kto żył pod nią już nie moknął
Wiek sędziwy wgniótł ją w ziemię
W drugim drewnie miała okno.
Matuś z domu Filarówna
Wprawdzie z biedą się nie znała
Ale dosyć żyła licho
Gdy sierotą się została.
Kiedy wreszcie jaki taki
Kąt posiedli we władanie
Austriak z Rusem się poprztykał
Tatuś dostał powołanie.
Tak się raptem rozpoczęły
Jego wojenne udręki
Musiał Karolcię zostawić
A karabin wziąć do ręki.
A na wojnie jak wiadomo
Nie ma nikt wyboru
Więc Tatula przydzielono
Za woźnicę do taboru.
Choć w swym życiu z koniskami
Nie za wiele miał wspólnego
Tu mu jednak przydzielono
Dwie gniadoszki do niczego.
Rodem były niebożęta
Z dworu Klimowskiego
Słomy chyba im nie dano
Ni owsa złotego.
Ale kiedy mój Tatulo
Raz został, ich panem
Wnet wigoru im przybyło
Nad owsem i sianem.
Człek uczciwy ponad wszystko
Był z mojego Taty
Wolał owies koniom dawać
Nie jak drudzy baty.
Konie mając pełne brzuchy
Krzepę czuły w nogach
Żwawo Tatę wynosiły
Spod ostrzału wroga
Cdn.
o autorze